Za dużo magistrów w Polsce?

Za dużo magistrów w Polsce?

Od jakiegoś już czasu zarówno pracodawcy, pedagodzy, jak i analitycy badający rynek pracy zwracają uwagę na to, że problemem tego rynku w Polsce i bezrobocia wśród osób legitymujących się dyplomami uczelni wyższych jest zbyt duża ilość osób studiujących i kończących te studia, których jest więcej niż adekwatnych do ich wyuczonych profesji i umiejętności miejsc pracy. Jakie jednak są tego przyczyny? Po pierwsze, po szoku transformacji ustrojowej w całym społeczeństwie stało się powszechne przekonanie, że już same trzy literki przed nazwiskiem i dyplom magisterski zapewniają przynależność do elity i że do tej elity ma szanse dołączyć każdy. Po drugie, równie powszechnie uważano, że jedynie matura, a potem wykształcenie wyższe zapewni jakąkolwiek szansę na dobrą pracę, ba, na jakąkolwiek pracę: znane są wcale nierzadkie przypadki, gdy stanowiska faktycznie wymagające w zasadzie tylko wykształcenia średniego obwarowane były formalnym wymogiem posiadania dyplomu. Tymczasem żaden krajowy rynek pracy, tak w Polsce jak i za jej granicami nie jest w stanie prawidłowo funkcjonować z dużą ilością osób na dobrą sprawę przekwalifikowanych. Żadne magiczne zaklęcia, które nadają dyplomowi uczelni przymioty talizmanu nie, a jego posiadaczowi przymioty członka elit nie zmienią także realnej sytuacji na rynku pracy i faktycznych relacji popytu i podaży na dane, konkretne zawody. Co więcej, wyższe wykształcenie może okazać się – w sytuacji braku zapotrzebowania na dany zawód – zbędnym balastem. Choć owczy pęd ku mitycznemu wyższemu wykształceniu zdaje się powoli zwalniać, wydaje się, że trend ten utrzyma się jeszcze przez kilka lat.